wtorek, 17 kwietnia 2012

Wrażenia po II bitwie - statystyka nie istnieje

Nie mam zwyczaju narzekać na kości. Raz zdarzają się lepsze rzuty, raz gorsze. Czasami zdarzają się nawet bitwy, w których statystyka jest zagięta tak bardzo, że bywaje się to niemożliwe. Czasami na kilkudionwym turnieju czy w dłuższej kampanii zdarzają się aż dwie takie bitwy. Ale to, co zdarzyło mi się na początku kampanii NST przerosło wszystko co kiedykolwiek mogłem sobie wyobrazić.

Żeby w dwóch bitwach z rzędu przeciwnik w czterech pierwszych testach z rzędu wyrzucił 1 na dwudziestościennej kości? A potem, żeby jeszcze tak w 1/3 pozostałych testów wyrzucił 1? To nie jest statystyka.

To czysta kpina.

Nie ważne, że dwukrotnie przewidziałem, jaką misję weźmie przeciwnik i dobrałem taką, żeby ostateczny scenariusz był dużo bardziej korzystny dla mnie. Nie ważne, że udało mi się cechy tego scenariusza wykorzystać, aby zdobyć taktyczną przewagę. Nie ważne, że wykonywałem takie akcje, żeby obejść przeciwnika i w teście przeciwstawnym zdawać na 3 razy wyższym wyniku niż on.

To wszystko jest nie ważne. Bo przeciwnik wyrzucał jedynki.

Nie zrozumcie mnie źle - jestem za tym, żeby jedynka zawsze trafiała, bo to wprowadza fajny element nieprzewidywalności do gry. I nie jest tak, że podoba mi się sytuacja, gdy to ja wyrzucam jedynki, a mój przeciwnik nie. Ciekawie jest, gdy nie powiedzie mi się jakaś akcja, bo przeciwnik wyrzucił 1 i muszę kombinować, jak zrealizować cel inaczej.

Ale jeśli jedynka wypada częściej niż w połowie testów, to coś jest ewidentnie nie tak. Jeśli zdarza się to w kilku kolejnych testach, to można się wkurzyć. A jeżeli zdarza się to w dwóch bitwach z rzędu, to naprawdę można dostać białej gorączki.

Nie chcę bez przerwy wygrywać. Już od jakiegoś czasu powtarzałem, że jestem znudzony wygrywaniem, przynajmniej jeśli chodzi o Neuroshimę Tactics. Tylko, do jasnej cholewy, jak przegrywam, to chcę, żeby to wynikało z dobrej taktyki mojego przeciwnika lub z moich błędów w taktyce, a nie z tego, że na kilku(nastu) kościach wypadł wynik 1.

Ja chcę grać przeciwko rywalowi, a nie przeciwko kostkom.

Kmpania - II Bitwa

Od pierwszego, pechowego spotkania z Bishops Rangers, Trolle chciały dorwać Jake'a, jednak jego oddział bardzo starannie zacierał wszystkie ślady, aby nie dać mutantom kolejnej możliwości zasadzki. Na horyzoncie pojawiła się jednak możliwość pośredniego dokopania Jake'owi - możliwość kropnięcia jego brata.
 
Co prawda Rob, brat Jake'a został wyklęty z rodziny wiele lat, temu, kiedy to nie tylko przystał do gangów hegemonii, ale także zmienił wiarę na te wymoczyny głoszone prze Sancheza.
 
Ale jednak brat, to brat, więc przynajmniej w taki sposób Trolle mogły zaszkodzić Jake'owi.
 
Cztery dni po pechowej konfrontacji z Jake'iem, informator przekazał Trollom informację o planowanym przez Dzieci Sancheza patrolu. Mutanci przekradli się więc na ich teren i korzystając z osłabienia wroga polegającego na rozproszeniu sił zasadzili się na Roba.
 
Gdy tylko Rob połapał się, w czym rzecz, natychmiast zareagował w sposób dokładnie odwrotny niż sugerowałaby to jego muskularna, napakowana sterydami sylwetka - schował się w nabliższym kącie i tam czekał, aż jego kumple z gangu zabezpieczą drogę. Co za tchóż!
 
Ale kumpli, cholera, dobrał sobie niezłych, to mu trzeba przyznać. Choć nie wiem, czy "dobrał" byłoby tu dobrym słowem. Ci nawrwańcy wyglądali jak cholerne kolny Jake'a! A przynajmniej tak się zachowywali. A już na pewno byli tak samo skuteczni jak Jake.
 
Nie próbuj przekradać się do ich warsztatu. Łapa próbował. Pierwsza wystrzelona przez Sida kulka położyła go na miejscu.
 
Dzielna grupa mutków okrążyła Roba, Sida i Joe'go i wziąwszy z zaskoczenia już miała ich rozstrzelać, gdy Joe, zorientowawszy się w ostatniej chwili, jakimś cudem wypalił celnie w płuco Lufy.
 
W tym czasie, zwabiona odgłosami strzałów, na tyłach mutków pojawiła się druga grupa punków, z Sanchezem na czele. Szefo i Żyła byli na to przygotowani, ale skurczybyki zalały ich gradem pocisków i wykończyli.
 
Pastor, po raz kolejny wkurzony na nieudolnosć swoich wiernych, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wycelował więc strzelbę w Roba i na ułamek sekundy zanim zdążył wypalić, sam dostał z dwururki w wątrobę. A że odległość była nie wielka - coż, wystarczy powiedzieć, że klecha do końca życia będzie już trzeźwy...
 
Widząc przytłaczającą klęskę swoich towarzyszy, podkradł się do Roba i w akcie desperacji wypruł do niego serię z pistoletu. Nie zyskał na tym nic, poza wkurzeniem wroga. Spostrzegłszy, że reszta gangu, choć ranna, zdołała korzystając z zamieszania opuścić pole bitwy, Glaca również zniknął Sanchezowi i jego dzieciom z pola widzenia.
 
Szefo jak zwykle znalazł ciekawe rzeczy pałętające się pod nogami. Tym razem była to prawdziwa rzadkość, bo aż 3 pociski antypolicyjne.
 
Pastor uważa, że to opatrzność pozawala Trollom po każdej porażce wyżyć się na "martwej naturze", albowiem w drodze powrotnej Trolle natknęły się na Zbiornik paliwa i zwinąwszy stamtąd co się da, to znaczy 5 beczek z paliwem podpalili zbiornik.
 
Jake i jego brat, Rob, to twarde bestie. Ale i na nich przyjdzie pora. Pastor mówi, że cierpliwość popłaca...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kampania - I bitwa

Glaca dostał cynk, że niejaki Jake, zabójca jego brata dołączył do Bishops Rangers, małej grupki posterunku panoszącej się w okolicach Mink Creek. Tak się składa, że Trolle wiedziały, iż ludzie Johnsona planują wypad w poszukiwaniu gambli, toteż zasadzilły się na Jake'a planując odstrzelić mu łeb, przy okazji udaremniając próbę kradzieży gambli.

Mutanci się jesdnak trochę przeliczyli...

Ten cholerny Jake strzela lepiej niż Kasparov wyposażony w moduł strzelecki! Glaca i Lufa mieli pomachać mu rękami przed gnatem, żeby drań się wypruł z pestek, ale Jake im te ręce przestrzelił. Mało tego! Druga salwa rozłożyła ich na łopatki. Glaca i Lufa zostali wyeliminowani, ale przynajmniej Jake stracił pociski.

Szefo i Żyła skorzytali z kanałów, żeby podejść do Karabiniera i wpakować mu kulkę w łeb, mając nadzieję, że Jake nijak nie będzie w stanie się obronić po utracie pocisków do swojego gnata. Ale okazało się, że drań jeszcze lepiej rzuca wszelakim śmieciem dostępnym wokoło niż strzela! Pomimo ogromnych wysiłków, ani Żyła, ani Szefo, nie zdołali zrobić Jake'owi nic więcej niż zadać ranę.

W międyczasie Pastor i Łapa zajęli się zbieraniem leżących tu i ówdzie gambli. Łapa został jednak zaskoczony przez Matta Johnsona i pomimo pełnej serii wystrzelonej z PM'ki oberwał na tyle mocno, że zaczął gryźć piach.

Pastor zaś, po zwędzeniu czego tylko mógł postanowił pomóc bezradnym mutkom w dorwaniu Jake'a. Jednak ten cholerny farciarz rzuca cegłami jak opętany! Pastor dostał w głowę i przez dłuższą chwilę był nieprzytomny.

W tym wszystkim jedynym pozytywem jest niesamowita zdolność regenracji mutków. Gdy przeciwnik myślał, że wyeliminował Glacę i Lufę na dobre, ci, korzystając z zamieszania wywołanego przez resztę gangu zdołali się doczołgać do wrogiego zaopatrzenia i zwinąć łopatę oraz parę pestek do CKMu. Szefo, chowając się przed śmiercionośnymi cegłami Jake'a znalazł całkiem sprawny miotacz sieci. Może uda się zrobić z niego użytek.

Podkuliwszy ogony, gang wrócił do swojej siedziby. W drodze powrotnej Trolle natknęły się na Zbiornik paliwa. Wnerwieni członkowie gangu postanowili rozładować negatywne emocje i zwinąwszy stamtąd co się da, to znaczy 5 beczek z paliwem podpalili zbiornik.

Cholernie dobry snajper z tego Jake'a. Ale już niedługo. Teraz nie cierpi go już nie tylko Glaca, ale i cały gang. Jeszcze się z nim policzymy...